Pielęgniarka środowiskowa
Moi dziadkowie od wielu lat mieszkają w Wałbrzychu, który uważają za najpiękniejsze miasto w Polsce. Cóż, wydaje mi się, że patrzą na to miasto pod zupełnie innym kątem, niż my, młodzi ludzie. Im Wałbrzych kojarzy się z czasami młodości, siły i szczęścia. Dla mnie to jedynie miejsce, w którym wielu ludzi nie ma pracy, a gospodarka cały czas podupada.
Dziadkowie są ludźmi starej daty, których do lekarza nie można zagonić nawet siłą. Ani babcia ani dziadek z własnej woli nie poszliby do jakiegoś specjalisty, bo wydaje im się, że ktoś od razu wykryje im jakąś nieuleczalną chorobę, zostawi na oddziale, a oni zostaną przykuci do szpitalnych łóżek, na których dokonają swojego żywota z dala od rodzinnego domu i bliskich im osób. Dziadek ostatni raz u lekarza był chyba za czasów komuny. Okulary, które wykorzystuje do czytania kupił sobie w aptece, którą od czasu do czasu odwiedza w celu zakupu witamin dla starszych osób. Dziadkowie nie mierzą sobie ciśnienia, nie sprawdzają poziomu cukru we krwi, choć każde z nich ma cukrzycę. Skąd o tym wiem? Ano jakiś czas temu mój ojciec zapłacił pielęgniarce środowiskowej, pielęgniarka Wałbrzych, żeby raz w miesiącu odwiedzała dziadków, pytała ich o samopoczucie, mierzyła ciśnienie i poziom cukru we krwi i w razie czego od razu informowała ojca o niepokojących zmianach. Dziadek lekarzy i szpitali nienawidzi, ale młoda panią pielęgniarkę, która na domowe wizyty nie ubiera się w biały fartuch jest jeszcze w stanie zdzierżyć. Dobrze, że przynajmniej taką formę medycznej opieki ojciec zapewnił dziadkom.